Miesięcznik Twórczość (11/2023) książką miesiąca ogłosił wydany przez warszawskie „Iskry” tom wierszy Wojciecha Kassa pt. Otwarte na klucz.
W pomieszczonym w numerze szkicu autorstwa Jarosława Ławskiego zatytułowanym „Wiersze na grani” m.in. czytamy: „Otwarte na klucz to zbiór, który chwyta za umysł, ucho i oko. Zmysłowy i przemyślany (jedno z drugim rzadko idzie w parze), muzyczny i nowoczesny (nie zawsze to muszą być komplementarne jakości i komplementy dla poetyckiego słowa). Kass świetnie rzecz rozplanował nadając całości symfoniczną konstrukcję z mottem, wierszami wprowadzającymi główny temat (Zwiadowcy, Intermezzo) oraz potężnym (Quare?) i zarazem ściszonym (Westchnienie) finałem. Nad konstrukcją tomu czuwa ręka doświadczonego mistrza: ani tu chwili wysilenia, konstruowania czegoś wbrew słowom na siłę.
(…) Pomiędzy podwójną introdukcją i podwójnym finałem nastąpi teraz trzydzieści sześć poetyckich mgnień świata/światła. Jakie bogactwo form: strof, wersyfikacji, odwołań gatunkowych, zestrojeń rymu; jaka lekkość przywołania tradycji literackiej, kulturowej: od ekspresjonisty Georga Heyma po Święte Pismo, Dantego, Szekspira, Miłosza, Dostojewskiego, Jerofiejewa (Wieniedikta), Bakę i Gałczyńskiego, św. Augustyna i… Kassa. Niczego w nadmiarze: erudycji, intertekstualności, retoryki, wizji, metafory. Wszystko w tej poezji jest naturalne, dojrzałe: zmysłowość i pragnienie nadzmysłowego, oscylacja między realizmem obrazów a sennym majakiem, myślą a jej zaprzeczeniem, obrazem i nie obrazowym przeczuciem. Ironiczna przekora niczego tu nie manifestuje, ot, jest cieniem chaosu świata: dlatego to Intermezzo wprowadza do całego tomu, w którym przeczytamy Wiersz z tytułem przy końcu, Szepty na strunę k i g, a całość zakończy liryczne Westchnienie. Rzecz pisana jest z głębi przedwiecznego smutku i ostatecznego orzeczenia: oto w świecie jest śmierć. Śmierć pozostaje w tych wierszach taka jak życie – straszna, ale to znaczy równie jako ono (życie) nieuchronna, zarzucająca sieci przemijania, lecz także cicha, trochę nierzeczywista, nieco tylko rubasznie śmieszna; jak w Dniu Kancjonelli.