Tomiki posegregowane wg pierwszej litery nazwiska:

blisko jaskółeczka była nad moim sercem krążyła poleciała w dal wróciła [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

czy choć trochę tęsknisz za mną na tyle by nie jeść nie pić nie czytać nie sprawdzać newsów w Internecie czy choć trochę tęsknisz za mną tak by na chwilę zapomnieć o świecie [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

już nie ma mowy o spacerach do groty Matki Bożej Fatimskiej siostry nie zareagują na ruch palca proszący o ciastko stary Papież ślini się przewraca nie może mówić wspiera się na krzyżu w krzyż wbija spojrzenie umiera z krzyżem w stygnących dłoniach [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

Papież klęczy przed Sanctissimum widziany od tyłu lekko zgarbiony (wiem że oczy ma przymknięte) świętość bije z jego postaci z taką siłą iż usta same zaczynają chwalić Niepokalaną [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

na grobie Bieruta ktoś położył wiązankę biało-czerwonych kwiatów na grobie Bieruta zdrajcy zbrodniarza agenta NKWD i Gestapo w wolnej Polsce ktoś złożył kwiaty [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

runęli z nieba by w męczeńską ziemię wmieszać swe ciała krew dodając do krwi gdy zmartwychwstaną prawdę nam powiedzą bo my już o nią tchórzliwie nie dbamy [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

cały świat się porusza i ja z nim kruche ciało wypełnione duszą [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

czegóż nasłuchuje krzyków z przeszłości modlitw świętych odgłosów nadciągającego terremoto czegóż nasłuchuje sam nie wie ciepła jest ciemność [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

po prostu stoję i grzeję się w jesiennym słońcu najpierw plecy potem pierś jak dobrze nic od nikogo nie chcę i nikt (o cudzie) nic nie chce ode mnie [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

nocą znów czytałem Herberta czułem się jak zawsze gdy powtarzam słowa wielkich poetów Homera Szekspira Słowackiego Mickiewicza Rilkego nie wiedzieć czemu zawstydzony i bardzo szczęśliwy [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

starzy poeci nie piszą o Bogu bo boją się śmierci piszą o młodych kobietach podróżach po egzotycznych krajach swoich pękniętych duszach strach zjada im serca nie piszą o tym co nieuchronne nieubłagane zamykając przed sobą drzwi do nieśmiertelności [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

piszę teraz krótkie wiersze o błahych sprawach nawet nie kos wróbel [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

deszcz pada w Rzymie mokną cyprysy pinie ogromne starożytne miasto ginie ukryte za zasłoną chmur deszcz zmywa z ulic brud oczyszcza z zarazy powietrze czekamy aż w jasnościach Bazyliki Świętego Piotra Papież Franciszek powie et verbum caro factus est i zniknie śmierć [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

żyjemy na krawędzi zrywamy słodkie poziomki nad przepaścią w której czyha śmierć nad nami niebo błękitne i ciche [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

tyle cierpienia śmierć wokół a ja piszę o mewie która wyciąga ze śmietnika piniowe szyszki by je z uporem kruszyć o marmurowe nagrobki z czasów Trajana [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

jest już późno zestarzeliśmy się ale ja jakoś nie złagodniałem stale złoszczą mnie bzdury łatwo tracę cierpliwość weź mnie wtedy za rękę dotknij siwiejących włosów łatwo opada fala mojego wzburzenia patrzę w twoje dobre oczy i znów chce mi się wyruszać w podróż życia ku starym miastom na wzgórzach w cieniste doliny nad morze ciepłe

czy miłość w Rzymie jest słodsza silniejsza czy pod błękitem południa zmysły bardziej płoną a miłość dojrzewa w nas powoli jak winne grono w łagodnym świetle co budzi w nas namiętność tak mocną i pewną [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

przytulasz się na chwilę i wstajesz by zrobić kawę ale ciepło twojego ciała zostaje we mnie [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

zobaczyłem cię z góry przecinałaś powietrze mała i energiczna oczu ujrzeć nie mogłem lecz wiem że wypatrywały już spotkania (z większą niż moja) miłością [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

tu chciałabym zostać w klasztornych krużgankach przy cicho szemrzącej fontannie pod ledwie widocznym freskiem Męki Pańskiej [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

Jezus na krzyżu głowa bez włosów gołe ciało cały jest cierpieniem [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

Piranesi widział gargantuiczne więzienia sale tortur z ludzkimi mrówkami śnił o nich w nocnych koszmarach a rysował we dnie jego umysł wyprzedzał ludobójcze utopie XX wieku szatan wiedział już dawno ku czemu zmierzamy [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

święty Piotr się obronił nie chciał by ukrzyżowano go jak Zbawiciela krew spływa w dół krzyża z jego siwej głowy znacząc ziemię krwawą aureolą męczeństwa w nic już (prócz komórek i smartfonów) nie wierzący turyści mają dziś dobre poranne światło w maleńkiej świątyni [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

Bóg mówi do wiszącego w powietrzu anioła leć do Nazaretu i powiedz Pannie „poczniesz i urodzisz boskiego syna” Maria niczego nie przeczuwa klęczy czytając Pismo to ostatnia chwila jej spokojnej młodości [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

nie jestem Bocacciem nowy Dekameron nie powstanie choćbym bardzo się starał nie będę snuł w dolinie ciemnej zabawnie lekkich opowieści o grzesznych miłościach trumny zapełniają kościoły w których wierni nie mogą się modlić trupy gniją czekając na spopielenie w nowoczesnych krematoriach śmierć rządzi światem [Wiersze rzymskie, Gdańsk – Kraków 2022, T.210]

Kiedy narodzisz się znów, stare drobiny będzie roznosił wiatr. Może zaiskrzy nawet złoty pył, toczyć się będą rzeki i obłoki. I przyjdzie czekać znaków, szukać Boga, nim zapłonie święta mowa. Nadzieją pośród beznadziei zawsze jest Zbawienie; takie czy inne, więc? [Życie wieczne, Gdańsk – Kraków 2022, T.209]

Zdawało mi się, że też ją widzę i że jest taka, jak mówił stary poeta. Ptak, góra, zachód słońca, kryły też sensy inne, odwrócone, przenicowanie. I ja chciałem zobaczyć od spodu, jak działają prawa skryte pod trawami. Jednak, czy śmierć mogła odkryć, wyjawić i jakoś wysłowić niewymowne? Cień drozda odrywał się od gałęzi, zostawił po sobie niknącą smugę światła. Wtedy poczułam

Kiedy jesteś stary, w jesiennym, drzemiącym lesie, idziesz powoli i czytasz z obmarzłych liści, z owoców jarzębiny i głogu skruszałych od przymrozków; kiedy wspominasz, że twoje oczy patrzyły wnikliwie, widziały więcej, przemykały przez głębokie cienie istnienia i nieistnienia, przechodziły śmiało na ciemną stroną; kiedy pochylasz się nad świecącymi pręcikami kwiatu, co się ostał i bielą niepojętą wyrasta z martwej trawy, a

Czekaliśmy, aż przyjdą te miękkie deszcze i zroszenia ziemia zapachnie znów jesienią. Jaskółki będą krążyć migotliwym śmigiem, wiatr pochyli drzewa, spadną słodkie grusze. Raszki przyniosą nam swój pierzasty ogień i nikt nie pojmie, że to największe szczęście. Te snopy zbóż pod słońcem, ścierniska jasne, podniebne, bezkresne i nasze cienie na drodze. Gdy zajaśnieją ogrody, pozrywane owoce, i bez reszty zatracimy się

Z kim przychodzę w te miejsca ukryte, pomiędzy mokradła, nad wodę, która błyszczy? Wiatr łagodnie porusza trawy, tatarak pnie się ku niebu, a wszyscy oni ze mną, dookoła. Jakbyśmy mieli za chwilę rozbić biwak, szukać miejsca na palenisko, sposobić szałasy. Moi wierni przyjaciele, duchy z tamtej strony, Jończycy, eleaci, Parmenides, Platon. Leukippos i Demokryt z koszem pełnym papierówek, Arystoteles z Sokratesem w cieniu.

Choć tak dobrze znam tę okolicę, nigdy nie widziałem, jak drzewa gubią kształty, znikają we mgle. Niebo ścięte ostro, chmury niby szmaty zawieszone na pochyłych ramionach czerwonych dachów. Lato dławi nas słodkimi oparami, duszna posoka traw, mokre stogi; ktoś tu był, kosił, zbierał, układał. Dałbym słowo, że słyszę jęk roślin, gdy nagie ostrze błyszczy w słońcu i dopełnia

Patrzyłem na nieśmiałe korony drzew, ich gałęzie nie stykały się ze sobą, liście trzymały dystans, oddzielone. Jedna z teorii głosi, że tworzą one baldachim przetykany światłem, aby nie krzywdzić się nawzajem. A jednak mówiły ze sobą, słyszałem ich szepty, wyznania, małe eposy, skryte opowieści starych korzeni. Starałem się pojąć, o czym tka szumią, czy zanoszą swoje skargi i nadzieje do

Być, być pod nadciągającymi chmurami. Słuchać owadów w samotnych godzinach. Patrzeć w słońce, gdy cicho podnosi dzień. Czuć jak krew pulsuje pośród ciał niebieskich. Chodzić z cieniem, przydawać głos do głosów. Iść, wciąż iść, zbierać okruchy, drobiny, błyski. [Życie wieczne, Gdańsk – Kraków 2022, T.209]

Ten kościół ma kopułę z nieba, witraże z gałęzi i światła, jego ściany są z liści gęstej olszyny. Otacza mnie strzelisty gotyk topoli, wysoko szumi śpiewne ave wiatru, owady powtarzają koronki. Czaple i kuropatwy krzątają się obok w lśniącym zakolu, szeleszczą ich pióra, trwa modlitwa. Przed ołtarzem z trzciny upadam i wstaję, proszę o jeszcze i jutro, zanoszę supliki do ciszy. [Życie

Lazur wysysa słońce, jaskółki zniżają loty, spękane niebo odbite w lustrze mętnej wody. Pokuta i udręka światła, skaleczona jasność, ostre krawędzie małej i wielkiej przestrzeni. Unoszą mnie porywy, nagłe rytmy, hymny, wysycha atrament ciszy, otwierają się głosy. Linia horyzontu szarpana kołysaną trzciną, wiatr się wzmaga, ciemniej i niknie droga. Nie mam kompasu, ledwie magnes serca,

Była to pora ptasich przelotów; widziałem, jak spotykają się ich drogi; na skrawku nieba same pisały się wiersze; poszarpana fraza, zygzaki, skreślenia, powtórzenia, refreny; zbliżały się i oddalały, znikały pod słońcem i wracały nieznanym, nieziemskim, alfabetem; ulotne ody, elegie, treny, poematy; rytmy zaklinanie wiatrem, tuż nad głową i tam wysoko, wysoko, hen, ponad, składały skrzydła, z piskiem

Ta i tamta strona liścia, obie niezbędne, jak dwie krople wody, co stają się jedną na jego koniuszku; bo sprawiedliwy jest porządek świata; nic bowiem nie zostało rozdzielone, zło dobrem się dopełnia; jak noce dopełniają dni, jak ból dopełnia rozkosz, jak cienie w sobie godzą światło z ciemnością, bo nie ma prawdy innej jak dwa skrzydła ptaka rozpostarte w locie, jak deszcz,

Szukać w spokoju i trwać w spokoju. Zatopić się w ciszy. Utrzymać swój porządek. Nie pozwalać gwiazdom, by się wymykały i gasły. Nie zrywać czułych ekliptyk. I marzyć, wciąż marzyć. Odkrywać tajemne w tym, co obok, tuż na wyciągnięcie ręki. Napinać cięciwy spojrzeń, patrzeć głębiej i głębiej. [Życie wieczne, Gdańsk – Kraków 2022, T.209]

Najpiękniejsze były te nigdy i jeszcze niewysłowione. Wynosiliśmy je z wieczoru niby złoto wybrane z rzeki. Resztki słońca odbijały się w wodzie, czarowały oczy. Blaszki liści drżały w ciepłym wietrze, grały śród ciszy. Zaprzedawaliśmy dusze symfoniom później jesieni. Ich błyski wiodły ku brzegom języka, światła i cienia. Zapadały w nas głębiej i głebiej, lśniły, dźwięczały i lśniły [Życie wieczne, Gdańsk – Kraków

Dźwięki toną w ziemi, dogasają nad wodą, ptaki wędrowne odleciały już daleko. Słuchamy zaklęć, inkantacji drzew i wiatru, ciemnieją chmury i nasze spojrzenia. Gesty i przepowiednie wróżbiarzy odeszły, kruszeją złowieszcze gusła i znaki. Okutani w pamięć wędrujemy przez ciszę, jeszcze się łudzimy i czekamy słońca. I wtedy przychodzą do nas te ciepłe głosy, siła, radość i nadzieja, z tamtej strony. [Życie wieczne, Gdańsk – Kraków

Piszesz wzgórzami i obłokami, gdy ocierają się o skały i urwiska. Piszesz ścieżką, wąwozem, łąką i rosą, w której lśni cały poranek. Piszesz suchą słomką na wodzie, odbitymi literami traw, deszczem. Piszesz cieniami i ciszą w dolinie, piszesz i piszesz mocą niepojętą. [Życie wieczne, Gdańsk – Kraków 2022, T.209]

Zamienialiśmy się w pszczoły, ważki, biedronki, zbieraliśmy nektar, spijaliśmy światło poranka, unosił nas ciepły wiatr. Oddalała się wioska, za wzgórkiem kryły się dachy, stodoły pełne zboża, dyszące obory, rejwach na podwórku. Bezkres pól, podmokłe łąki, krzewina w oddali, rozmazany horyzont; porywał nas świat i błękit czysty, nieskalany, jasny. A nad sadami wzbierały białe chmury kwiecia i zatrzymał

Nagła ulewa, wiosenny kaszel, świt zatrzymany, ospały i senny; umilkły ptaki, stanęły obłoki. Na pustej ulicy wysychają głosy, słońce wybiela resztki krwi i cienia, owady uciekły do kryjówek. Kwiat się otwiera i pęka miękka błona, pszczoła syci się ciszą, pyłek migocze pośród trwa. A co zwolniło, zacznie gonić, świat znów zgęstnieje w oku, i płytki oddech uniesie piórko.

Długo tęskniliśmy za tym miejscem i znów tu jesteśmy. Liście wierzby kołyszą się w słońcu, nieme obłoki gasną. Krzaki nawłoci szarzeją przy ziemi, światło złoci wody. Z trawami powtarzamy dekalog ciszy, wstrzymujemy czas. I znów wracają zachwyt i niepewność, przebłyski i olśnienia. [Życie wieczne, Gdańsk – Kraków 2022, T.209]

Światło między wersami traw wypala metafory, odsłania się ziemia. Jakby chciała siebie wymilczeć ciszą, jednym tchnieniem oddać wilgoć. Zostają tylko te nieme interlinie, nagie pauzy, bruzdy, martwe iły, blizny. I niewidzialne w niewidzialnym trwa niewypowiedziane do cna, po kres. [Życie wieczne, Gdańsk – Kraków 2022, T.209]

Życie poszło sobie, uciekło, zbiegło; gdzieś tam, dokądś. Płatki unoszą się na wietrze, światło mętnieje w płyciźnie. I to scriptum zamienia się w szmery; tężeją tony, pogłosy. A nadszedł czas, by już zajrzeć tam, do wnętrza tajemnicy. To co jest, zastyga, znika; słowo po liściu, ptaku, po niebie. [Życie wieczne, Gdańsk – Kraków 2022, T.209]

Pierwsze przymrozki rozmazują zieleń, skreślają słowa, we mgłach znika interpunkcja jesieni. Już ani przecinka, ani kropki; średniki niby sople; zimne cudzysłowy, oszronione wersy. Moja kartka ślepnie od bieli, trzeszczy, nabrzmiewa chłodem, kostnieje na niej litera świata. [Życie wieczne, Gdańsk – Kraków 2022, T.209]

Dobre wiersze to instrukcje obsługi duszy. Poeta to ktoś, kto świadczy usługi dla ludności. Książki, których nigdy nie przeczytam i tak są we mnie. Siebie czytam jak książkę. Aż do pierwszego słowa. Wielka droga zaczyna się w pokoju. [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

Bo śmierć ich życie prze- wierci. [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

To nie ja odchodzę. To świat odchodzi ode mnie. Staje się jak główka od szpilki. Miękki jak popiół, do którego nikt nie przytuli głowy. Proroczy październik zimny od słońca. Much suche godziny na kuchennym parapecie. Rozpalone szkiełka dnia połyskujące w brzuchu ciemniejące chmury. [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

W końcu śmierć nie jest najgorszym wyjściem. Właściwie to wyjście jedyne. Tyś niczym więcej jak kluczem, pasującym do rajskich drzwi. [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

Po co jestem jeszcze? Żeby kochać i pisać wiersze. [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

Nie widziałem Cie na fejsie już od dawna. Zapewne nie żyjesz. [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

Rany. Bandaże we krwi. Czyje? Aniołów? Wrogich sił? Robię znak Krzyża. Nie odchodzę. Ofiary. Moje ofiary. Kaci. Generałowie w środkowej zonie Odessy. Słońce. Pali słońce. Wypala. Kroplę wody na ustach? Resztki sumienia? Brandy na dnie kieliszka? Zatem to wszystko? Umieram? Krzyk staje się szeptem. Staje się Krzyżem, który kreślę na pustej membranie powietrza. Świat jest listopadowy. I listopadowe są liści.

Kule popiołu drżą na skrawkach nocy. Deszcz na dłoni. W ustach sól. Media vita in mortesumus. [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

Co jest ważne? Co jest ważne? A co nie jest ważne? Czy jesteś w stanie zrezygnować z kamieni? Z ciężaru, który przytłacza cię każdego dnia? W imię czego? Czy w imię Światła? Jego złoty płomień przeszywa powietrze i zapada się w ciemność. Czy wystarczy ci odwagi, by pójść za nim? Przemijają dni, suche godziny i podstępne szpilki sekund. Gdzie jest życie? Gdzie?

Chwalić Stwórcę i Księgę Stworzenia to jedyne, co możesz robić godnie – poeto. Życie chwalić i śmierć, która jest wstępem do życia jeszcze większego. I wierszem dopełniać braki tego świata. Rzeźbić w sylabach, zdaniach, w słowach, które nabiorą blasku i trwać będą aż po ów dzień, gdy po ostatnie pójdziesz Słowo. Z Jego ust. [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

Poeci piszą. Wydają debiutancki tomik. Poeci piszą. Wydają kolejne książki. Poeci dostają gorączki. Pocą się. Przyjmują leki. Poeci wydają ostatni tomik. Umierają. Jest pogrzeb. Ich wiersze za nimi nie płaczą. [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

po co wiersz gdy nienawiść na stola jak zepsuty chleb po co wiersz gdy zbliża się cień i ogarnia serce bijące jeszcze może po to właśnie by nagle światło słowa zabłysło między nami [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

Fryzjer, lody i solarium. Tutaj zaczyna się miasto. Przy tramwajowej pętli. W zaspanych oczach. Obok baru z frytkami i szalonym sznyclem. Ale sznycel pójdzie spać, bo jutro Wigilia. Więc jeszcze karpie w plastikowym basenie. Plusk wody i zgrzyt tramwajów. Pętla. Prawdziwa pętla. Albo brzemię, które dźwigają powracający do podmiejskich domków. Brzemię: dla jednych słodkie, dla innych przeklęte.

Łódka przewozi słońce na drugi brzeg. Zrywają się ptaki. Zostanie cisza. Cisza w tobie. Język lata staje się językiem jesieni, ale jeszcze nie mogę go pojąć, dopóki nie rozumiem siebie. W tej czystej ciszy noc gotuje się do walki z gwiazdami, którą zawsze przegrywa. Łódka dobija do brzegu. Wiosła jak lance połyskują na suknie fal. [Aż do pierwszego słowa,

Zagarnia cię wiatr. Nie należysz już do świata. Żyjesz w dawnych pieśniach, nawet nie w pamięci. Nadchodzi lato- ale młodość nie powróci. Gaśnie płomień drogi. Są tylko ogniki, światła, białe błyski. Idź! Choćby niczego nie było na horyzoncie. Idź! Mgła marszczy się jak bibuła. Wejdź po niej. W ogniu. W popiele. Prosto do Nieba. [Aż do pierwszego słowa, Sopot 2022, T.207]

Żyjemy na dnie wielkiej cysterny. Wpadają do niej krople deszczu. Serca puchną w objęciach nocy. Zawsze są jakieś cienie. Mgła, co zasnuwa horyzont. Dokładnie wymierzone życie już nie pasuje do ram. Cysterna wypełnia się wodą. Powoli wypływamy na powierzchnię świata, który jest kulą zanurzoną w otchłani kosmicznego oceanu. Serca puchną. Nurkują ryby gwiazd. Ich świecące łuski zapalają

Czytam siebie jak książkę aż do pierwszego słowa. W oczekiwaniu na ostry strzał powietrza, iskrę światła na błękitnym niebie, gdy zbliża się ciemność i pęka cienka struna. Cień ćmy większy od mego cienia. Pod fioletowym niebem płyną w łodziach Charona złotouści bankierzy, a moje życie mija i puste stają się perony. Noc gra znów

Czym były te pionowe linie brzegu Wystukiwaniem liter pojedynczych Fraz Cienia cieniem myślałam że słowa słowa słowa? Unosiły się na fali we wgłębieniu wokół kąta ust Żłobiły tunele solne doliny Igrały z tym co było do zrobienia słowem słowem słowem Jeśli do tego czasu wzejdzie słońce nie. Zdążę nic powiedzieć Poczekaj. Stop. A gdyby tak nakręcić to wszystko jeszcze raz> Słone

Dlaczego mnie bijesz? Najprostsze zadajesz pytanie Przyjacielu, po co przyszedłeś? Bóg pytający my sami już nie pytamy o nic [Ostatni lot Filomeli, Kraków 2022, T. 208]

Słyszę każdy krok twojej skrzypiącej podłogi Jak się pamięta dźwięki? Leżę sama Najpierw obraz Naprawdę nie wiem dlaczego to Tak mocno Wyraźnie I ciemność Na odległym suficie cienie kroki Czekam Układam wygodniej głowę na pofalowanych Włosach deskach podłogi Włosy Muszę czekać Nie wolno mi podglądać jak odkrywasz Swoją twarz Zamykam oczy zamykam zamykam Słucham Jest

Czerni się światło W poranku Rzęs Od słowa do słowa Nazywaniem Jestem Jesteś Czerwone światło nieba Śnieg Ty w mroku Kołyszesz wiązkę snu By nie zapomnieć zapomnieć już [Ostatni lot Filomeli, Kraków 2022, T. 208]

Wiersz Gdy się go widzi Wydaje się pyłkiem mikrodrobiną nie przestaje być Wiersz Co zmieści w tej cząsteczce Jak ziarenko czasu Chmurne światło Biel i złoto [Ostatni lot Filomeli, Kraków 2022, T. 208]

ktoś gra na ulicy słychać flet mariaż huku i kadzidła pieśń z góry zrzucono poduszkę pierz rozsypuje się teraz widać w powietrzu wolne drobiny puch zastanawia się czy wyjść gdzie wyjść dokąd wpatruje się w witrynę ciemniejącej kawiarni zrzuca małą srebrną łyżeczkę naumyślnie przygniata ją butem nie chce być podniesiona tak po prostu jak łyżeczka trzyma

Mam 12 lat Mam sto lat Nie wiem ile Mam lat Trafiam w jeden punkt i teraz Taka. W jakim wieku jesteśmy Bo jesteśmy obie Dopóki się nie dowiem Ile Mam Będziemy w tym samym Wieku Ale ona nie umie mówić Mieli w ustkach drogi mleczne literki Ząbki Albo nieząbki nieliterki niesłowa niemowa Nie mam cierpliwości Ona ma

Wpatruję się w śmierć po Drodze spojrzenia. Upada Bóg leży Uparcie w złoconej ramie prowizorycznej świątyni na obrzeżach starego miasta Twarzą do ziemi. [Ostatni lot Filomeli, Kraków 2022, T. 208]

Czerwone buciki nie dają się zdjąć i trzeba w nich tańczyć Tańczyć, tańczyć, tańczyć! aż do Cmentarza aż do wewnątrz Tańczcie! Czerwone trzewiki za późno na zdjęcie bucików coraz mniej życia mniej ja zjawieje jednak śmierci nie ma jest taniec obsesja chroniczny taniec czerwonych bucików szarzeją farby błota To najtrudniejszy moment trzeba odrąbać czerwone

Zapomniałam, że istnieje Świat wokół i jestem taka nim zdziwiona Że ziemia kręci się, że wiatr wieje, że ktoś że jakieś liście gdzieś Zdziwiłam się, że świat jest gdzieś coś jest. mnie nie ma. [Ostatni lot Filomeli, Kraków 2022, T. 208]

Ostatni lot Filomeli gaśnie noc słychać pojedyncze skrzypnięcia szelest mrówek z firmamentu nieba haftowane zasłony zdjęłaś ślady znaki przeszłość już minęła już nic ciszej ciszej [Ostatni lot Filomeli, Kraków 2022, T. 208]

już wtedy na otwartym morzu wykazałam się hartem ducha choć to dopiero Świat sprawdził co leży u jego źródła Bo każdy wie, że moc w słabości, ale Wypłowiały materac na którym dryfowało dziecko pozbawione strachu To jedynie znak, symptom, zwiastun powiedziałaś mi to swoją Doskonałą Obecnością w odwadze mieści się strach I to jego ramy otwierają na przestrzeń [Ostatni

Mów do mnie nie przestawaj mów jak się mówi do śmiertelnie rannego żołnierza mów przetaczaj krew i limfę głosek mów do mnie użyj blach i basu altu i sopranu harfą mnie trzymaj za rękę falą w moll kulminacyjną podejdź podkręć knot mów to ostatnia minuta zanim się udławimy ciszą [Nieświęta ziemia, Sopot 2021, T. 202]

We use cookies to personalise content and ads, to provide social media features and to analyse our traffic. We also share information about your use of our site with our social media, advertising and analytics partners. View more
Cookies settings
Accept
Privacy & Cookie policy
Privacy & Cookies policy
Cookie name Active

Polityka prywatności

Instytut Książki dba o poszanowanie prywatności osób korzystających z jego serwisów w domenie www.topos.com.pl. Dane, które zbieramy, są wykorzystywane wyłącznie do celów statystycznych.

Jakie dane o Tobie zbieramy?

Dane zbierane automatycznie:
Gdy odwiedzasz naszą stronę internetową automatycznie zbierane są dane dotyczące Twojej wizyty, np. Twój adres IP, nazwa domeny, typ przeglądarki, typ systemu operacyjnego, miejscowość, w której mieszkasz, itp.

Dane zbierane, gdy kontaktujesz się z nami:
Gdy kontaktujesz się z nami za pomocą telefonu lub poczty e-mail, przekazujesz nam swoje dane osobowe, np. imię, nazwisko, adres e-mail, itp. Wszystkie dane zbieramy tylko i wyłącznie w celach kontaktowych. Nie przekazujemy ich stronom trzecim i nie przechowujemy dłużej niż to konieczne.

W jaki sposób wykorzystujemy Twoje dane?

W żadnym wypadku nie będziemy sprzedawali danych zebranych o Tobie podmiotom trzecim.
Dane zbierane automatycznie mogą być użyte do analizy zachowania użytkowników na naszej stronie internetowej, zbierania danych demograficznych o naszych użytkownikach lub do personalizacji zawartości naszych stron internetowych. Dane te są zbierane automatycznie.

Dane zbierane w trakcie korespondencji pomiędzy Tobą a naszym serwisem będą wykorzystane wyłącznie w celu odpowiedzi na Twoje zapytanie.

W przypadku kontroli Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych Twoje dane mogą zostać udostępnione pracownikom Biura GIODO zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych.

Wykorzystanie ciasteczek („cookies”)

Nasza strona internetowa wykorzystuje ciasteczka, które służą m.in. identyfikacji Twojej przeglądarki podczas korzystania z naszej witryny, abyśmy wiedzieli, jaką stronę Ci wyświetlić. Ciasteczka pomagają nam dostosować naszą ofertę do odpowiednich odbiorców i sprawdzić skuteczność docierania publikowanych informacji do określonej grupy użytkowników. Ciasteczka nie zawierają żadnych danych osobowych.

Większość używanych przeglądarek, zarówno na komputerach, jak i smartfonach czy innych urządzeniach, domyślnie akceptuje pliki „cookies”. Gdy zechcesz zmienić domyślne ustawienia, możesz to zrobić w przeglądarce. W przypadku problemów z ustawieniem zmian należy skorzystać z opcji „Pomoc” w menu używanej przeglądarki.

Wiele plików „cookies” pozwala na wygodniejsze i efektywniejsze korzystanie z serwisu. Wyłączenie ich może spowodować nieprawidłowe wyświetlanie się treści serwisu w przeglądarce.

Zmiany naszej Polityki prywatności

Zastrzegamy sobie prawo do zmiany niniejszej Polityki prywatności poprzez opublikowanie nowej Polityki prywatności na tej stronie.
W razie pytań dotyczących ochrony prywatności prosimy o kontakt, nasze dane kontaktowe podane są na stronie internetowej.

W zakresie nieuregulowanym niniejszą Polityką prywatności obowiązują przepisy z zakresu ochrony danych osobowych RODO.

Save settings
Cookies settings
Skip to content