Krzysztof Kuczkowski: Jesteś dramaturgiem, który nie tylko wystawia swoje sztuki, ale też chętnie publikuje je w książkach o poważnej objętości. Podkreślam tę poważną objętość, aby zaznaczyć, że piszesz dużo i dużo publikujesz, co przecież niekoniecznie musi iść w parze. Długa jest lista wystawień twoich sztuk w teatrach, teatrze telewizji i Teatrze Polskiego Radia, ale też niemało w twoim dorobku publikacji tzw. zwartych, bo i Generał i inne dramaty (2014), Prawda i inne dramaty (2017), Witaj Barabaszu. Nowe dramaty (2020), i gdzieś pomiędzy – tomik Czerwony autobus. Didaskalia (2020), zawierający teksty dość niekonwencjonalne, w zasadzie parateatralne. Prezentowany z bieżącym numerem Toposu tom Sytuacja intymna. Sztuki teatralne kontynuuje poetykę Czerwonego autobusu, składa się bowiem z form krótkich, aforystycznych, poetyckich, a też szalenie inteligentnych, dowcipnych i – co w teatrze istotne – pełnych niecodziennych, absurdalnych sytuacji i zaskakujących puent. Jak wyobrażasz sobie teatr, który wystawia Czerwony autobus albo Sytuację intymną? Jaki to byłby teatr? A może intencja i oczekiwanie autora są tutaj inne.
Jarosław Jakubowski: Do tych, jak mówisz, poważnych objętości dodałbym wydaną niedawno, w 2023 roku przez PIW, książkę Znaki. Dramaty.
– …tak, naturalnie. To piękny tom!
– …ale wracając do pytania. Zależy mi zarówno na wystawieniach, jak i na publikacji moich sztuk, bo wtedy istnieje większa szansa na to, że nie przepadną w czasie jak łzy w deszczu. Wydaje mi się zresztą, że dramat jako gatunek zasługuje na nobilitację w postaci książkowej, ponieważ czytanie dramatu może być równie ciekawą przygodą, jak jego oglądanie na scenie. Czasem nawet ciekawszą, jako że nasze wyobrażenie o sztuce teatralnej bywa niestety brutalnie weryfikowane przez rzeczywistość sceniczną. Tom moich „sztuk teatralnych” zebranych w Sytuacji intymnej rzeczywiście nawiązuje do Czerwonego autobusu, choć w porównaniu z tamtymi miniaturami jest chyba bardziej abstrakcyjny, poetycki i metaforyczny, po prostu bardziej teatralny. Dla mnie teatr to właśnie przede wszystkim kwestia metafory i zasadniczego odejścia od tzw. życiunia. Nie cierpię naśladowania życia na scenie, nic nie starzeje się tak szybko jak teatralny realizm czy naturalizm. Dlatego teatr, który odważyłby się wystawić Czerwony autobus albo Sytuację intymną, musiałby być teatrem szanującym i rozumiejącym literaturę, teatrem dla którego tekst jest czymś więcej niż tylko rozpisaniem na role pewnych zagadnień, czymś więcej, a więc odesłaniem do rzeczywistości metafizycznej chociażby. Nie ma takich teatrów zbyt wiele, a jeśli są, to raczej nie sięgają po teksty polskich, żyjących autorów. Ale tak, obie te książeczki są gotowymi scenariuszami teatralnymi i marzę o ich wystawieniu!
– Jesteś dramaturgiem, ale też poetą i prozaikiem, autorem recenzji i szkiców. Nie chcę cię pytać o hierarchię wszystkich tych uprawianych przez ciebie gatunków literackich, słowem, o to, co jest dla ciebie ważniejsze: napisanie dobrego wiersza czy zręcznego aneksu scenicznego, a nie chcę pytać dlatego, bo w każdym z tych gatunków w pełni się realizujesz. Zasadne jednak wydaje mi się pytanie o wielość form wypowiedzi, która może być albo błogosławieństwem, albo przekleństwem. Błogosławieństwem – jeśli chodzi o różnorodność języków, którymi opisujesz świat i swoje w nim miejsce, przeszkodą, bo – tak to sobie wyobrażam – rozmaite gatunki i formy, czy po prostu języki, mogą walczyć między sobą o pierwszeństwo. Kim zatem wolisz być: poetą czy dramaturgiem, prozaikiem czy krytykiem? A może to pytanie powinienem przeformułować: kim bardziej opłaca się być? I właściwie co to znaczy, że w sztuce coś się „opłaca”? Chodzi o prestiż? Pieniądze? A może o satysfakcję z nadania rzeczy właściwej nazwy, właściwego wyrazu?
– Autorem szkiców czy krytykiem jestem okazjonalnie, bo zwyczajnie brakuje mi już czasu na uprawianie tego rodzaju pisania. Najbardziej zajmuje mnie dramatopisarstwo, w nim od 2007 roku, kiedy debiutowałem w Laboratorium Dramatu przy Teatrze Dramatycznym w Warszawie, realizuję się z większymi bądź mniejszymi sukcesami i nie ukrywam, że właśnie dramatopisarstwo przyniosło mi jak dotąd najwięcej uznania i satysfakcji, a przy okazji pozwoliło nieco dorobić do pensji, bo cały czas pracuję na pełnym etacie. Niekiedy słyszę, że skoro dobrze mi idzie pisanie sztuk, to powinienem skupić się tylko na nich, ale po pierwsze nie traktuję pisarstwa jako działalności komercyjnej, a po drugie lubię też pisać wiersze i prozę. W ogóle poezję stawiam na miejscu pierwszym, jako że nadaje literaturze głębię. Dobra poetycka szkoła przydaje się w pisaniu dla sceny i w pisaniu opowiadań czy powieści. Jednak być może jest tak, że to nie my wybieramy swój główny gatunek, tylko ten gatunek znajduje nas, jakby to właśnie on był tym najlepszym wehikułem dla naszej wrażliwości, przemyśleń, ale też dla właściwego każdemu pisarzowi pragnienia uznania.