Stolarskie tango
Pamięci dziadka Bernarda Myszkorowskiego
i innych stolarzy z ulicy Jaskółczej
Już nie ma dawnej stolarni, która
tętniła życiem i wióry się nie sypią jak dawniej,
iskry nie wpadają w oko, tylko szpetne ruiny
spoglądają złowrogo. Tamci stolarze,
świetne fachury, mistrzowie deski,
nie wyrobnicy, lecz rzemieślnicy,
arcyfachowcy, majstrzy na medal,
fachmani wielcy, fachmistrze sprawni.
W snach ciągle widzę, jak oni tańczą
stolarskie tango. Pomiędzy piłą, heblarką,
frezą, na ścianie zegar czas im odmierza –
bo to klepsydra, ich wyrób własny. Piasek
przez palce – wódka się leje, co ma się nie lać,
przy pracy warto kieliszka chlapnąć.
A z boku stoi młody czeladnik i teraz przed nim
wszystko zatańczy. Puszczono w ruch heble i piły,
młotki i ściski, zdzieraki, świdry, papiery ścierne,
lakiery, blaty, słoje i puszki, kołki i gwoździe,
dalej poręczne kozły narożne, najbardziej paski
i lewe maski, zawiasy, wkręty, obcęgi, deski,
wszystko chce tańczyć, tańczyć do śmierci.
Warsztatu nie ma, maszyn już nie ma, tylko
wspomnienia. Stolarskie tango wciąż
w uszach słyszę, nie mogę zasnąć.
Prawda jest znana: ziemia jałowa,
na dnie tej ziemi same trociny.
Iskry się sypią z piły tarczowej,
stolarskie tango zacznę od nowa.
Już nie ma ławy, przy której stało podpite bractwo,
stołki wytarte, klisze pamięci, już przeminęli
stolarze, cieśle, fachmistrze znani, wiecznie
pijani, ich DNA w lakierze skrył się i niczym robak
w grudce bursztynu: niby przeminął, lecz nie przeminął.
I kręci się, kręci, młody człowieku, co tak się kręci,
co tak cię wierci? Drzazga pamięci? Czyżbyś chciał
więcej wspominać dawne obróbki drzewne?
Nie, to już przeszłość, jałowa przeszłość.
Nie ma warsztatu, smutna to ziemia, ostatni stolarz,
tak od niechcenia, zbił sobie trumnę – że tak to ujmę.
Ostatni mebel – pod każdym względem, ostatni mebel
więcej nie będzie.
Ostatnie tango. Stolarskie tango. Tango pamięci.
Tango, nic więcej.
[Dalszy ciąg w numerze.]