Ilma Rakusa to jedna z najważniejszych współczesnych poetek języka niemieckiego. Jest autorką blisko trzydziestu książek poetyckich i prozatorskich oraz laureatką wielu prestiżowych nagród, m.in. Berliner Literaturpreis oraz Kleist-Preis. Ostatnio opublikowała zbiór wierszy Kein Tag ohne, co można przetłumaczyć jako „Ani jednego dnia bez”. W Polsce w 2014 r. ukazała się jej proza Mało morza mało oraz arkusz poetycki Pochwała czułości, dołączony do dwumiesięcznika Topos.
Tadeusz Dąbrowski: Droga Ilmo, właśnie ukazał się Twój zbiór wierszy zatytułowany Kein Tag ohne, a więc Ani jednego dnia bez, w domyśle: bez wiersza. Wczoraj na spotkaniu autorskim otwierającym festiwal Poetische Quellen stwierdziłaś, że pisanie jest dla Ciebie rodzajem wyższej konieczności czy nawet przymusu. Skąd bierze się ta konieczność?
Ilma Rakusa: Rzeczywiście jest tak, że gdy nie piszę, czegoś mi brakuje. Są oczywiście takie dni, kiedy pisanie najzwyczajniej nie wychodzi albo z rozmaitych powodów nie ma na nie czasu, ale jeśli tylko jest to możliwe, to piszę, przynajmniej kilka linijek. Czasami jest to fragment wiersza, innym razem dziennik. Skąd ta potrzeba się bierze? To bardzo dobre pytanie. Myślę, że nigdy nie zostałabym pisarką, gdybym nie miała tego pociągu do pisania, tej dojmującej potrzeby stworzenia czegoś, co nie jest istotne wyłącznie dla mnie, ale także dla tych, którzy będą to czytać. Ten przymus wynika chyba z pragnienia rozmowy.
– Dziennik liryczny, jakim jest Twoja nowa książka, to bardzo specyficzna forma. Czy rzeczywiście można aż tak się ułożyć z muzami? Muzy z natury są kapryśne, a poetycki dziennik wymaga dyscypliny…
– Owszem, nie każdy dzień jest odpowiedni do tego, aby tworzyć. Nie staram się moich muz forsować, jeżeli czuję, że pisanie idzie mi ciężko. Jednak, co ciekawe, nie tylko muzy odgrywają w procesie pisarskim ważną rolę, nie mniej ważne są systematyczne ćwiczenia. Mówiłam wczoraj także o exercitium, które praktykują mnisi. Kiedy się intensywnie ćwiczy, pojawia się coś, co po angielsku nazywa się flow, uczucie dobrze znane muzykom. Tak więc dyscyplina również jest ważna. Johann Sebastian Bach powiedział, że talent to tylko drobna składowa sukcesu, reszta to ćwiczenie, to pracowitość.
– Zgadzam się, sam miałem przed siedmioma laty przygodę, która udowodniła mi, że zadaniowość nie wyklucza artyzmu. Organizatorzy dużego europejskiego festiwalu poprosili mnie o napisanie wiersza o moim mieście, o Gdańsku. Tekst ukazał się później w antologii poetyckiej poświęconej miastom, które najbardziej ucierpiały podczas II wojny światowej. Początkowo byłem zdziwiony, a nawet zniesmaczony tą propozycją, bo poeta to nie rzemieślnik, a wiersz to nie zadanie domowe. Ale gdy przysłali mi umowę i zobaczyłem, ile wynosi honorarium, szybko zmieniłem zdanie. Usiadłem, napisałem, i wiesz co? Ten wiersz włączyłem do swojego kolejnego zbioru i bardzo go lubię do dziś. Wygląda więc na to, że dyscypliną można niekiedy muzy przywabić. Ale wróćmy do Twojej nowej książki, Kein Tag ohne. Czy za sprawą tego „lirycznego dziennika”, jak sama go określasz, Twoja poezja stała się wobec Ciebie bardziej spolegliwa, jak dobra przyjaciółka, czy przeciwnie – ujawniła swoją nieprzewidywalność, zaczęła stroić fochy?
– O dziwo, to się nie wyklucza. Z jednej strony nasza przyjaźń się zacieśniła, z drugiej – stała się bardziej zaskakująca. Czasami wiedziałam mniej więcej, na jaki temat chcę pisać, od czego zamierzam wyjść, powiedzmy: od wydarzenia politycznego, od pory roku albo od drzewa w moim ogrodzie, które wiatr wyrwał z korzeniami, co było dla mnie szokujące, ale mimo tych wstępnych planów rezultat nierzadko mnie zaskakiwał, wiersz robił, co chciał. Wydaje mi się, że z poezją zawsze tak jest; można postanowić, że tematem jest śnieg albo inauguracja Joe Bidena, ale tego, co wydarzy się dalej w trakcie pisania, nikt nie jest w stanie przewidzieć. Nie tworzę wierszy programowych. Nikt mi nie mówi, o czym mam pisać. Właśnie ta nieprzewidywalność wiersza jest dla mnie fascynująca. Josif Brodski zauważył kiedyś, że „poezja jest sztuką nieobliczalności”. Poeta nie wie, gdzie wiersz się kończy.
[Dalszy ciąg w numerze]