Marek Pilawa: Jest Ksiądz przedstawicielem sporej grupy duchownych, piszących wiersze. Porozmawiajmy o życiowej misji i o poezji. Na ile czuje się Ksiądz spełniony, głosząc słowo Boże w taki właśnie sposób? I czy taka twórczość ma swoje miejsce w obecnej przestrzeni literackiej?
ks. Janusz Adam Kobierski: Miała i ma swoje miejsce. Początki naszej literatury to przecież twórczość autorów duchownych. W różnych epokach literackich mamy pośród nich znaczących poetów, jak np. Ignacy Krasicki, Stanisław Konarski czy Franciszek Zabłocki. No, ale przede wszystkim przychodzi mi na myśl biblijny król Dawid. Nie był osobą duchowną, ale jego utwory, tzw. Psalmy Dawidowe, zawierają tyle mądrości na temat duszy i wiary, że weszły do kanonu Pisma Świętego. To poezja wysokiej klasy.
– A jak się ma sytuacja ze współczesną liryką religijną?
– Jest grupa księży piszących wiersze, które zdobyły uznanie i mają swoich czytelników: Janusz Pasierb, Jan Sochoń, Jerzy Szymik, Wacław Oszajca – można ich wielu wymienić. I oczywiście Karol Wojtyła, „nasz papież” – święty papież Jan Paweł II. Jego utwory stały się w Polsce głośne, gdy o nim świat usłyszał. „Poezja to «wielka pani», której trzeba się całkowicie poświęcić: obawiam się, że nie byłem wobec niej całkowicie w porządku” – mówił w 1979 roku, gdy pierwszy raz wydano zbiór jego Poezji i dramatów. Nie przestał tworzyć do końca. Potwierdza to prawdę, że poetą jest się przez całe życie. Jego poezje, takie jak Pieśń o Bogu ukrytym oraz wiele innych, ze słynnym Tryptykiem Rzymskim napisanym u schyłku życia, stały nam się drogie. Ale absolutnie wyjątkową postacią w poezji polskiej ostatnich dziesięcioleci jest ks. Jan Twardowski. Zdobył ogromną popularność wśród czytelników młodych i starych, a nawet wśród niewierzących. I to w czasach, kiedy dostęp do publikacji o treściach religijnych jest ograniczony. To zadziwiające.
– Co zadecydowało o tak dużym sukcesie tego kapłana-poety?
– Tematem mojej pracy magisterskiej, kończącej studia teologiczne, była analiza tej poezji, a dokładnie: Kerygmat w poezji ks. Jana Twardowskiego. Wykazałem na przykładzie licznych fragmentów utworów tego poety, że pisząc wiersze, głosił Ewangelię. Poświęcił temu całe życie, a robił to pięknie i z humorem, co świadczy o jego niebywałym talencie, gdyż jeśli połączy się prostotę wyrażania myśli z mądrością i doda do tego dowcip – to wówczas osiąga się znakomity rezultat. W mistrzowskim połączeniu tych „składników” tkwiła tajemnica jego oryginalnego stylu. Ze zwyczajnych obrazów przyrody wysnuwał pouczające i zaskakujące wnioski. Niewielu autorów tak potrafi. Nawet dla dorosłych pisał jak dla dzieci. Bo przecież dorośli – mawiał – to duże dzieci. W jednej z rozmów, kilka lat przed śmiercią, wyznał: „Janusz, ja miałem szczęście w życiu, Pan Bóg mi bardzo błogosławił”. A po chwili namysłu dodał jeszcze: „Bez pomocy Pana Boga to pies z kulawą nogą o mnie by nie usłyszał”. No przecież to jest urocze i prawdziwe w każdym słowie. Taki był ks. Jan.
[Dalszy ciąg w numerze.]