Od najmłodszych lat uczył mnie do nich szacunku. Bo – jak mawiał – chleba i książek się nie wyrzuca… Dzisiaj wiem, że były to jego najlepsze uniwersytety, dzięki którym zdobył i wiedzę, i swoją pozycję zawodową. Ale by tę konstatację uzasadnić, trzeba jednak zacząć ab ovo…
Ojciec przyszedł na świat w dzień Bożego Narodzenia Roku Pańskiego 1907 jako pierwsze, a w dodatku panieńskie, dziecko Apolonii Trzcińskiej. Dzisiaj „nieślubność” dziecięcia na nikim nie robi wrażenia, ale wówczas, ponad sto lat temu, okoliczność ta, szczególnie dla progenitury poczętej z nieprawego łoża, była istnym przekleństwem, piętnem, które kładło się cieniem na całe życie. Matka nigdy nie zdradziła synowi, kto przyczynił się do jego poczęcia. I mój ojciec, do końca swych dni, miał o to do niej zapiekły żal. Pewnie też dlatego nie chciał na ten temat ze mną rozmawiać. A ja babki przecież nie poznałam, ponieważ Apolonia zmarła cztery lata przed mym narodzeniem, w lipcu 1940 roku. Jednak ze strzępów posiadanych informacji i wyników pasjonującego, acz żmudnego i czasochłonnego genealogicznego śledztwa, wysnułam taką oto historię moich mieczowych antenatów.
Z aktu zgonu Apolonii, zapisanego w księdze metrykalnej parafii Narodzenia Najświętszej Marii Panny na warszawskim Lesznie, dowiedziałam się, że jej rodzicami, a moimi „mieczowymi” pradziadami, byli Stanisław i Emilia. Idąc po nitce do kłębka, odnalazłam ich akt małżeństwa. Dokument, spisany po rosyjsku 18 października 1887 roku, stwierdza zawarcie związku małżeńskiego między Stanisławem Trzcińskim, kawalerem lat trzydzieści mającym, czeladnikiem szewskim, zamieszkałym przy ulicy Dzielnej 2369 C, synem nieżyjącego Wawrzyńca i żyjącej Doroty de domo Wielołuskiej, z panną Emilią Dziubczyńską, lat 30, modystką.
Z tego aktu wynika, iż Stanisław urodził się we wsi Latowicz w powiecie nowomińskim. Od razu sięgam do zdigitalizowanego na szczęście, a wydawanego w latach 1880–1902, piętnastotomowego Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych ziem słowiańskich i pod hasłem „Latowicz” znajduję taką informację: „osada miejska, przedtem miasteczko, nad rzeką Świder, na wzgórzu ponad doliną rzeki, powiat nowomiński, gmina i parafia (pod wezwaniem św. Antoniego – przyp. mój) Latowicz. Odległość 18 wiorst od Kałuszyna, 22 wiorsty od Nowomińska, a 60 wiorst od Warszawy. Posiada kościół murowany, szkołę początkową, sąd gminny i urząd gminny (…)”. Dla przypomnienia: rosyjska wiorsta to 1066 metrów, a więc ciut więcej niż współczesny kilometr.
Enigmatyczny zwrot „przedtem miasteczko” to zakamuflowana przez redaktorów Słownika informacja o represjach, jakie spadły na mieszkańców Latowicza, którzy licznie walczyli w Powstaniu Styczniowym. Ukaz carski z roku 1868 odebrał bowiem Latowiczowi prawa miejskie. Ten sam los spotkał leżące po sąsiedzku Cegłów, Siennicę i Stanisławów.
Pradziad Stanisław Trzciński, ojciec matki mego ojca, urodził się 11 kwietnia 1858 roku jako pogrobowiec. Prapradziad Wawrzyniec nie doczekawszy syna, zmarł w roku 1857, w niecałe dwa lata po ślubie, który zawarł z Dorotą de domo Wielołuską, primo voto Płatek. Ceremonia tych zaślubin odbyła się 21 stycznia 1856 roku w kościele parafialnym w Latowiczu.
[Dalszy ciąg w numerze.]