Człowiek wewnętrzny
Milczę – on milczy jeszcze ciszej.
Więc zapominam o nim.
Kiedy się jednak pochylam,
By zawiązać sznurowadła,
On stoi wyprostowany.
Rzucamy jeden cień.
Czyj?
(fragment wiersza w przekładzie Stanisława Barańczaka)
Charles Simic zmarł 9 stycznia 2023 roku w domu opieki w Dover w Stanie New Hampshire w wieku osiemdziesięciu czterech lat. Laureat Nagrody Pulitzera w 1990 roku. W 2007 roku został amerykańskim laureatem poezji (U.S. Poet Laureate). W 2014 roku otrzymał Międzynarodową Nagrodę Literacką im. Zbigniewa Herberta.
Urodził się w 1938 roku w Belgradzie, w byłej Jugosławii. Wraz z wybuchem wojny i okupacją kraju przez państwa Osi jego ojciec, inżynier elektryk, był kilka razy aresztowany. Aby nie narażać siebie i rodziny na dalsze niebezpieczeństwa, w 1944 roku uciekł do Włoch. Po wojnie wyjechał do Nowego Jorku, a rodzina poprzez Paryż dołączyła do niego dopiero w roku 1954. Rok później jego ojciec dostał pracę na stanowisku inżyniera w Western Electric Company, i rodzina przeniosła się do Oak Park (przedmieście Chicago), w którym Dusan zmienił serbskie imię na łatwiejsze – Charles. Ostatnie dwie klasy liceum spędził w River Forest High School. Jego matka pracowała jako krawcowa dla kompani Marshalla Fielda, znajdującej się na skrzyżowaniu ulic Harlem i Lake. Czteroosobowa rodzina zamieszkała w dwóch pokojach w wynajmowanym mieszkaniu w domu na Wesley Avenue. Dusan miał siedemnaście lat, gdy po raz pierwszy postawił nogę na ulicy tego podchicagowskiego miasteczka, zapewne nie przypuszczając, że kiedykolwiek będzie pisał wiersze. Gdy skończył osiemnaście lat, jego rodzice rozwiedli się. Po szkole średniej znalazł sobie biurową pracę w Chicago i rozpoczął wieczorowe studia, które jednak szybko zarzucił i przeniósł się na Wschód, do Nowego Jorku, jak najdalej od rodzinnego domu. Dopiero po dziesięciu latach znowu pojawił się w Chicago. O metropolii tej wiele lat później powie w wywiadzie dla Paris Review: „…miasto spowite dymem, w którym robotnicy fabryczni z twarzami pokrytymi brudem czekali na autobusy. Można powiedzieć, że to raj dla imigrantów. Miałem za przyjaciół Szwedów, Polaków, Niemców, Włochów, Żydów i Murzynów, którzy na zmianę próbowali mi wytłumaczyć Amerykę. Chicago dało mi moją pierwszą amerykańską tożsamość”.
Jego pierwsze dwa wiersze ukazały się drukiem w Chicago Review w wydaniu zimowym z 1959 roku. Miał wtedy dwadzieścia jeden lat. Następne dwa lata życia spędził w wojskowej bazie amerykańskiej w Niemieckiej Republice Federalnej. Lata mijały, a on nadal gryzmolił wiersze i publikował niektóre z nich w czasopismach literackich i książkach, nie spodziewał się jednak, że na dłuższą metę cokolwiek z tego będzie. Ludzie, z którymi pracował i się przyjaźnił, w większości nie mieli pojęcia, że jest poetą. Został i poetą, i tłumaczem poezji ze swojego rodzinnego języka, bo bez niego trudno byłoby dzisiaj powiedzieć wiele o nim jako poecie amerykańskim z serbskimi korzeniami. One odegrały ogromną rolę w jego amerykańskiej twórczości, bo już pod koniec lat 60. tłumaczył pierwsze wiersze poetów serbskich na język angielski. W 1970 roku opublikował kilka przekładów poezji Ivana V. Lalića pod tytułem Fire Gardens: Selected Poems 1956–1969, a także Vaska Popy i innych czterech jugosłowiańskich poetów: Ivana V. Lalicia, Branka Miljkovica, Milorada Pavica, Ljubomira Simovica. Przekłady szły w parze z nawiązywaniem znajomości, a nawet i przyjaźni, z tłumaczonymi poetami. Nawiązywała się korespondencja, a ta była także początkiem tłumaczeń jego wierszy pisanych po angielsku na język serbski. Przykładem tych znajomości i przyjaźni niech będzie list pisany w październiku 1973 roku przez Lalica do Simica, w którym powiadamia go, że razem z Paviczem zakończyli wybór jego poezji i wyślą go do wydawcy. Książka jednak ukazała się dopiero w roku 1983 w zbiorze pod tytułem Wiersze wybrane 1965–1982 (Izabrane pesme 1965–1982). Wtedy już popularność Simica była ogromna, uważany był za jednego z najlepszych poetów w Ameryce.
Na stare lata często wspominał panią Miller, swoją profesor języka francuskiego: „co najmniej trzy razy w tygodniu mówiła, że Ernest Hemingway był uczniem ich szkoły”. Uczniowie cicho się z niej podśmiewali, bo Hemingway ponoć okropnie mówił po francusku. A nauczyciel języka angielskiego, pan Dolmetsh, zainteresował go literaturą, zachęcał do czytania Joyce’a i Faulknera oraz innych pisarzy XX wieku. Pół wieku później powie, że jego „wielkimi przodkami literackimi byli: Walt Whitman, Emily Dickinson, Wallace Stevens, William Carlos Williams, Vasko Popa, Zbigniew Herbert, Pablo Neruda, Cesar Vallejo i wielu innych”. Podążał także śladami Johna Ashbery’ego, Sylvii Plath i Roberta Creeley’a. Inspirując się ich poetyką, łącząc fantazję i realizm, przeszłość historyczną i teraźniejszość, osiągnął należne mu miejsce wśród poetów amerykańskich.
[Dalszy ciąg w numerze.]