Tadeusz Dąbrowski: Janie, jesteś zaprzyjaźniony ze współczesną literaturą europejską, zwłaszcza poezją, wiele podróżujesz, poznajesz kolejne generacje poetów, a przed trzema laty wydałeś w oficynie Hanser, wraz z Federico Italiano, monumentalną antologię nowej poezji naszego kontynentu pt. „Grand Tour. Reise duch die junge Poesie Europas”. Czy – mając tak świetną orientację w tym, co i jak się obecnie pisze – dostrzegasz jeszcze w naszym zglobalizowanym świecie jakieś ciekawe, inspirujące różnice między poetyckimi głosami z poszczególnych krajów, czy może i one, podobnie jak reszta kultury, uległy pewnej homogenizacji?
Jan Wagner: Dostrzegam bardzo wyraźnie rozmaite narodowe wpływy. Jeżeli przyjrzeć się choćby nowej poezji rumuńskiej, widać w niej oczywisty wpływ rumuńskiego surrealizmu. Hiszpańska liryka jest bardzo specyficzna, poezja brytyjska wciąż jeszcze ma w sobie ten przezabawny tongue-in-cheek, a więc rodzaj humoru, czasem sarkastycznego, wyrażanego z pełną powagą. Z drugiej strony daje się zauważyć to, o czym powiedziałeś: spojrzenie zwłaszcza najmłodszych autorów wybiega często poza granice rodzimych literackich tradycji. Ale nie nazwałbym tego ujednoliceniem, raczej twórczym wpływem. Fascynujące są na przykład szwedzkie wiersze zapożyczające się u Rimbauda czy niemieckie wiersze zainspirowane rosyjskim modernizmem, a więc granice przekraczane są w wielu kierunkach. Nie może być jednak mowy o jakiejkolwiek homogenizacji poetyckiego języka współczesnej Europy. To podzielona na lokalne tradycje wspólna przestrzeń kulturowa. Także formalnie czy gatunkowo poezja dzisiejszej Europy jest bardzo zróżnicowana.
Chciałbym Cię zapytać o sytuację poezji w Niemczech. Na spotkanie autorskie, w którym wczoraj brałeś udział, przyszło bardzo dużo ludzi. Czy we współczesnym pejzażu kulturalnym Niemiec poezja wciąż jest czymś istotnym? A może stanowi już tylko element mieszczańskiego rytuału, rodzaj przyzwyczajenia?
To ciekawe, bo ja w ten sposób zawsze myślałem i myślę o Polsce: że to w Twoim kraju poezja odgrywa niezwykle ważną rolę. Nie tylko ze względu na znanych w świecie klasyków, ale także młodych polskich poetów. Twoje wrażenie z wczorajszego spotkania, które rzeczywiście zgromadziło sporą publiczność, może być nieco mylące. Podobnie jak kiedyś czytelnicy zainteresowani poezją należą do mniejszości, ale trzeba przyznać, że jest to bardzo entuzjastyczna mniejszość. Niezależnie od tego, jak często mówi się o śmierci poezji, wiersze są nadal czytane, ponieważ – o tym jestem święcie przekonany – poezja jest dla wszystkich, oferuje nam coś uniwersalnego, jest czymś głęboko ludzkim i potrafi zaspokoić nasze najgłębsze duchowe potrzeby, nawet jeżeli ludzie, także ci tworzący festiwalową publiczność, nie zdają sobie z tego sprawy.
I teraz nadszedł czas na anegdotę o Enzensbergerze…
Tak, kiedy wczoraj rozmawialiśmy o ilości czytelników w Niemczech, zacytowałem Hansa Magnusa Enzensbergera, wielkiego niemieckiego poetę, który stwierdził kiedyś, że w każdym kraju, niezależnie od jego powierzchni oraz ilości jego mieszkańców, istnieje stała, ściśle określona liczba czytelników poezji. I wynosi ona 1354. I szczerze mówiąc, gdy patrzę na USA, Polskę, Litwę czy Niemcy, tak rzeczywiście jest. Pytam moich amerykańkich przyjaciół o nakłady książek poetyckich w USA, podejrzewając, że w tak wielkim kraju muszą być one dużo większe niż, powiedzmy, w Słowenii, i ku własnemu zdziwieniu słyszę, że oscylują wokół tysiąca egzemplarzy…
Często porównujesz poezję do dzieciństwa, bo również dzieci próbują zmieniać świat za pomocą słów. Jak pisać wiersze, aby były po dziecięcemu odkrywcze, ale nie dziecinne. Bo dziecięcy i dziecinny to jednak dwie różne sprawy…
To rzeczywiście wielka sztuka – zachować w sobie dziecięcą pasję i ciekawość świata, świeży zachwyt tym, co się widzi i słyszy, nowych słów czy sformułowań, i tak to wszystko językowo opracować, by czytelnicy także mieli poczucie, że obcują z czymś nowym i zaskakującym. By ten zachwyt mógł się im udzielić.
Łatwo to swoje dziecięce zdziwienie, tę dziewiczą fascynację, w wierszu spłaszczyć, strywializować, zamienić w kicz…
Z pewnością. Dlatego trzeba – po tym pierwszym dziecięcym olśnieniu – bardzo silnie się dyscyplinować. Po tym pierwszym darze, jakim jest zachwyt, przychodzi czas na ciężką pracę, by poprzez tekst móc go dostarczyć odbiorcy. W przeciwnym razie ten dar zostanie roztrwoniony.
[Dalszy ciąg w numerze.]