O starym Rzymie uczyliśmy się, że został założony na siedmiu pagórkach. Na ilu wzgórzach założono Pragę, nie wie nikt, chyba nawet pan burmistrz, ba, nawet Państwowy Instytut Geografii. Przypuszczam, że są w Pradze doliny i pagórki dotychczas nieodkryte; że są tu miejsca, na których nie postała dotąd ludzka stopa, jeśli nie liczyć kochanków. Śródlądowy prażak zna naturalnie tylko Letną, Hradčany, Petřín i może jeszcze Sady Riegra [Riegrovy sady]; Vyšehrad raczej tylko ze słyszenia, a Żydowskie Piece [Židovské pece] z opowieści nieco przygnębiających. Trzeba by wam z pasją odkrywców wędrować po samych obrzeżach Pragi, od Podola po Vysočany i od Šárki aż po Hlubočepy i Zlíchov, aby ze zgrozą i zdumieniem namacać relief Pragi; znajdziecie nieznane góry, górki, cyple, wzniesienia i wybrzuszenia, skarpy, pochyłości i zbocza biednych miłości, doliny, uskoki, parowy, wąwozy, jary, zagłębienia, skały i dziury, gęstwiny i jeziora; objawi się wam teren szpetny i dziwnie nęcący, będziecie kręcić głową nad Libušą, dziwiąc się, dokąd to zawędrowała ze swoją założycielską manią, i nad ludźmi, którym na tak wielokształtnym fundamencie nie udało się zbudować najpiękniejszego miasta na świecie. Natraficie na pola i ogródki warzywne pośrodku miasta; odkryjecie pustynie i stepy u stóp ulic; zatrzymacie się u podnóża kozich stoków i usiądziecie na miedzy miłości, nieocienionej przez choćby jedno jedyne drzewo. Jest to dziwny, biedny i niezwykle zaniedbany margines; to kawałek ziemi, wyradzający się w straszną, nierzadko ostrą i kłującą szpetotę.
[Dalszy ciąg w numerze.]