Nowy zbiór wierszy Anny Piwkowskiej to dla czytelników i recenzentów trudne wyzwanie, wymaga bowiem nie tylko umiejętności rozpoznawania rodzaju lirycznej frazy, nie tylko uważnego śledzenia treści poszczególnych utworów, ale też wiedzy z dziejów światowej literatury, malarstwa i innych dziedzin sztuki minionych epok. Nawiązania do twórców i postaci z różnych okresów dziejów pojawiają się tu na przemian z przywoływaniem osób bliskich poetce w przeszłości i teraźniejszości. Często w jednym utworze przeplatają się przesłania artystyczne z życiowymi perypetiami autorki. Ona sama uczestniczy w tych wielopostaciowych misteriach jako obserwatorka i narratorka, lecz także jako ich integralna część, odźwierna i mieszkanka przedstawionego w wierszach świata. Prowadzą ją motta, umieszczone przed obydwiema częściami zbioru: „Inne echa / Mieszkają w tym ogrodzie. Mamy iść za nimi?” (Eliot), „Czy naprawdę zgubiliśmy wiarę w drugą przestrzeń?” (Miłosz).
Ta poezja toczy się więc na pograniczu bytu i niebytu, jawy i snu, realności ziemskiej i kosmicznej, także w przestrzeni fikcji i jeszcze w jakiejś tajemniczej strefie metafizycznej, kontrolowanej przez myśli, uczucia i wyobraźnię autorki. Nie waham się nazwać jej – duszą. Kiedy czytamy te wiersze – jeśli nawet jakieś imiona czy nazwy miejsc nie kojarzą nam się z konkretnymi postaciami – wiemy, że są one ulokowane głęboko w sercu poetki, że są przez nią traktowane z uwagą i miłością. Obszar miłosnych penetracji Anny Piwkowskiej jest tak rozległy, tak przeniknięty atmosferą i duchem opisywanych epok, że niekiedy trudno będzie czytelnikom odczytać historyczne tropy na ścieżkach przemierzanych przez poetkę wraz bohaterami jej wierszy. Ta poezja to po części gra z losem i uwikłaną w niego pamięcią autorki, po części mistyczny spektakl, reżyserowany przez poetkę i uzupełniany z wiersza na wiersz o kolejne odsłony jej wizji we wzniesionej przez nią arce.
Już pierwszy wiersz przywołuje w trenie na śmierć ojca poetki – innego ojca, lamentującego po śmierci ukochanej osoby. To Jan Kochanowski współtworzy tutaj z Anną Piwkowską ponadczasową atmosferę utraty, wzbogaconą przez poetkę w słowa jakże wzruszające w tej żałobnej wyliczance. Nie masz, nie masz nadzieje – tak brzmi tytuł utworu, a pierwszy wers stanowi kontynuację bolesnej opowieści mistrza renesansowej liryki: „Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory” – tak poeta obwieszcza swoją żałobę w jednym z trenów na śmierć Urszulki. Piwkowska podejmuje ten ton, w taki sposób uzupełniając początkowy wątek wiersza: „ampułki po lekarstwach, bandaże, wenflony, / uprane prześcieradła – przetarte upiory / twego bólu i jeszcze nożyk porzucony, / ten, którym rozcinałeś w spłowiałej gazecie / strony. Już tylko żalu, żalu przydajecie”. Wiersz jest doskonałym przypomnieniem dawnego stylu i żałobnych ceremonii, a Piwkowska wprowadza tutaj po prostu współczesne realia. Poetka kontynuuje przemienność fraz własnych z fragmentami fraz Kochanowskiego, tworząc poetycki melanż podwójnego bólu i bezradności w ukazanej sytuacji.
[Dalszy ciąg w numerze.]