Nakładem Instytutu Literatury w ramach serii wydawniczej Nowa Krytyka i Esej w 2022 roku w Krakowie ukazała się pierwsza w całości poświęcona Wojciechowi Kassowi monografia Światło wiersza. Rzecz o twórczości Wojciecha Kassa – rzecz, już na wstępie uchylę rąbka mojej opinii – godna uwagi. Jej autorem jest Adrian Gleń – od lat uważny tej twórczości komentator i entuzjasta. Pisze o swoich intencjach otwarcie, nie ukrywa, że „ta mała monografia będzie stanowić próbę ożywienia recepcji dzieła jednego z ważniejszych poetów polskich średniego pokolenia, którego twórczość wydaje się – mimo zainteresowania objawianego przez liczne środowiska literackie, na przykład Toposu, Twórczości, Nowej Okolicy Poetów – marginalizowana”. Czy jest to próba udana?
Światło wiersza dzieli się zasadniczo na dwie części. Pierwsza zawiera szkice Glenia o pisarstwie Kassa, ujęte tematycznie w trzech rozdziałach, druga natomiast to wybrana przez autora (Nie)zupełnie prywatnie antologia poezji i prozy gospodarza Leśniczówki Pranie. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Mapa biografii
Monografię otwiera szkic wprowadzający do dorobku pisarskiego autora Przepływu cieni poprzez szerokie drzwi jego biografii. Jest ona ściśle sprzężona z dokonaniami literackimi, dowodzi, w jak silnych relacjach do twórczości lirycznej pozostają podstawowe, nadrzędne okoliczności jej towarzyszące, czyli miejsce i czas powstawania tejże twórczości. Nic w tym odkrywczego, jednak casus Kassa ową zależność mocno uwidacznia. Dowody na to Gleń i inni interpretatorzy Kassowej dykcji znajdują we wciąż aktualizowanej i na nowo przez poetę z Prania odkrywanej „lokalnej metafizyce”. Nazywam Kassa poetą z Prania, ale – co warto podkreślić – autor Wirów i snów do leśniczówki nad Jezioro Nidzkie przybył w 1997 roku z Pomorza, a dokładnie z Sopotu. Był więc na początku swojej twórczej wędrówki przyjezdnym, osobą z zewnątrz, krainą jezior oczarowaną lub, jak by sam Rycerzyk powiedział – oszołomioną. I to być może w tym zdumieniu należy upatrywać pierwszych poważnych prób lirycznych, których ukoronowaniem był tom Do światła, opublikowany w 1999 roku, czyli około dwa lata po objęciu przez Kassa schedy po Kirze Gałczyńskiej. „Natura wyzwoliła we mnie poetę” – przyznaje. Gleń, niejako dopowiadając, słusznie stwierdza, że mimo upływu ćwierćwiecza od zamieszkania poety w Praniu:
(…) natura stale u-rzeka twórcę, podpowiada mu sekretne znaki, ściele się przed nim w swoim metafizycznym potencjale. Wiersze Kassa bardzo często wyrastają, czy raczej wypływają, z wód jeziornych, leśnych duktów, faktury pni drzew okalających leśniczówkę, każdy z taką pieczołowitością nazywany byt roślinny i zwierzęcy zdaje się na czułe oko i ucho poety, którego słowo umacnia istnienie podarowanej i uradowanej poezją natury.
Próby syntezy
Kolejny rozdział jest próbą syntezy aktywności twórczej „poety metafu”, próbą okiełznania twórczego żywiołu w eseistycznych refleksjach, próbą określenia – żeby posłużyć się wykorzystanym przez Glenia dyskursem geograficznym – granicy, terytorium, odkrycia zależności, powiązań Kassowej dykcji w gęstym od rozmaitych konstelacji poetyckim uniwersum. Nie jest to oczywiście, czego autor tychże syntez ma pełną świadomość, zadanie łatwe. Być może tym bardziej właśnie próbuje Gleń fenomen poety z Prania zrozumieć i wyjaśnić. Tych kilkadziesiąt stron uważam za niezwykle ważny, a w zasadzie kluczowy w monografii, fragment owo pisarstwo interpretujący. Przede wszystkim autor Światła wiersza nazywa Kassa poetą światła, poetą solarnym. Twórczość ta realizuje się w poszukiwaniu metafizycznych okruchów, poprzez epifanię otaczającej go przyrody, przy jednoczesnej krytyce śmieciowych, umasowionych i zwulgaryzowanych elementów kultury współczesnej. Nie wzbrania się przy tym z czerpania inspiracji z bogatego naczynia tradycji poezji polskiej. Między strofami swoich wierszy Wojciech Kass z pełną świadomością wchodzi w rozmowę z dawnymi mistrzami słowa, takimi jak metafizyczny Czesław Miłosz, Tadeusz Różewicz, Józef Czechowicz, śpiewny „chlebodawca” Kassa – Konstanty Ildefons Gałczyński czy Rainer Maria Rilke. Ten ostatni w IX Elegii Duinejskiej zapisał:
Jesteśmy tu może tylko po to, by powiedzieć: dom,
most, studnia, brama, dzbanek, owocowe drzewo, okno –
najwyżej: kolumna, wieża… Ale powiedzieć, zrozum,
o, powiedzieć tak, jak nawet samym rzeczom
nie marzyło się nigdy
Kass swoją twórczością udowadnia, że to niecodzienne pisanie o codzienności, ekstatyczne poszukiwanie w tej urzeczowionej codzienności czegoś więcej, czegoś, co – jak by napisał Miłosz – ukryte jest pod podszewką świata i – dodam – zszyte nicią poezji z tkaniną życia, jest mu ciągle i nieprzerwanie bliskie. Autor Światła wiersza notuje:
Kiedy prześledzimy „przemiany światła” w dziele Kassa, co rusz pojawiać się będą w tym jaskrawym snopie światła rzucanym na literę wierszy kolejne „metafy” – drzewo, jeziorna woda, domostwo, kosmogonicznie pojęte słowo, by wymienić jedynie kilka kluczowych w tym miejscu pierwiastków metafizycznych, pozostawiając je – za Miłoszem – do odstąpienia, ufając, że rychło znajdą się czytelnicy, którzy zechcą tymi tropami podążyć przez świat autora Przepływu cieni i dalej.
Gleń sam staje się tego rodzaju czytelnikiem tropiącym „metafy” w kolejnych książkach autora 20 wierszy o położeniu.
[…] Więcej w numerze