Nota krytyczna pt. „Tak zaczyna się wiersz”. Koncert przeciwieństw jest wprowadzeniem do rozmowy, jaką z autorem Przepływu cieni przeprowadził badacz literatury i krytyk Kamil K. Pilichiewicz. Recenzja ukazała się na łamach czasopisma Epea nr 1 (10) 2023.
KAMIL K. PILICHIEWICZ
„Tak zaczyna się wiersz”. Koncert przeciwieństw
„Klucz ma w ręku każdy, ale otwarte niekoniecznie” – mówi o swojej najnowszej książce poetyckiej pt. Otwarte na klucz jej autor – Wojciech Kass. Czym jest tytułowe „otwarte na klucz”? Po pierwsze to metafora oksymoroniczna, matafora przeciwieństw, jedna z ulubionych form przenośnych poety. A po drugie z pomocą przychodzi wytrawny eseista i interpretator kassowej dykcji – Jarosław Ławski. „Strażnik lirycznego światła kluczem wiersza otwiera to, co zakryte, zamykając przed okiem wyobraźni to, co oczywiste” intonuje Ławski na tylnej okładce tomu.
A więc klucznik wiersza, poeta lirycznego światła, poeta solarny – jak nazywa go Adrian Gleń – Wojciech Kass otwiera to, co zakryte. Brzmi nieco po Miłoszowemu. I słusznie. Miłosza jest w tym tomiku trochę. A może nawet więcej. Nie mam na myśli jedynie motta do wiersza Żeby („Krótkie dni, / Krótkie noce, / Krótkie lata”). Między wersami swoich najnowszych utworów autor Wirów i snów zdaje się poszukiwać tego „więcej”, co jest ukryte w brzmieniu słowa, w znaczeniu wyrazów, w tajemniczym zespoleniu, splątaniu formy i treści. Niemal jak Miłoszowe zaglądanie pod podszewkę świata.
Niby jest w Otwarte na klucz wszystko, co już znamy z wcześniejszych dokonań poety z Prania. Jest wszechobecna metafizyka, tematy śmierci (Dyptyk o miłości i śmierci), przemijania (Oko, Westchnienie), trwania (Podryw cieni) wiary (ważny pół-wiersz Wiara), religii (Quare?), krytyki kultury współczesnej (Co dalej), degradacji przyrody, degradacji wartości, są wiersze wymykające się jednoznacznej klasyfikacji jak Wiersz z tytułem przy końcu („a żywioł słowa? / Jest jak wgniecenie duszy, która / z trudem wraca do poprzedniego stanu / skarlenia […] „nie czas żałować wianków, / gdy siwieją włosy”) – wszystko to podlane ironicznym sosem (Pięciu poetów w ogrodzie, Sami z niespodzianką dali) i doprawione autobiograficznymi okruchami, ziarenkami (Kmin i kapary, Poczta, okienko). Poezja autora Do światła to niekończąca się rozmowa z tradycją literacką, rozmowa z dawnymi mistrzami słowa.
Zgadza się, motywy przewodnie w twórczości Kassa, poetyka jego wcześniejszych lirycznych utworów, idee zamknięte w eseistycznych wywodach wciąż są słyszalne, pobrzmiewają dalekim echem w Otwarte na klucz. Ale tym razem tonacja wierszy wydaje się być jeszcze bardziej dojrzała (nie przejrzała), przy tym są pełne (uzupełniającej się) sprzeczności: miejscami przyciemnione zdystansowanym doświadczeniem „ostatniej fali na brzegu”, miejscami rozświetlone – jakby młodzieńczym zapałem poety-ekstatyka, który brzoskwinię nazywa „skupioną kroplą słońca, słodką / łzą solarną”.
Wojciech Kass po raz kolejny udowadnia, że jest dyrygentem, który wprawnie wydobywa ze słów muzykę, panuje nad orkiestrą języka.